Zaczyna się bardzo dobrze według mnie. Wcale nie czułam, że było za wolno, nic się nie dłużyło i bardzo dobrze.
Zmiany w więzieniu widać od samego początku. Rick ma zupełnie inne nastawienie - nie nosi broni, odcina się zabijania, wypadów i dowodzenia.
Zmiany widać też w samej małej społeczności - pojawia się rada, której wcześniej nie było. No i w samym wyglądzie wyięzienia - ogródek, koniki i świnki.
Już na samym początku - scena uścisku dłoni Daryla i dzieciaka mnie rozwaliła
Wątek z wypadem po zapasy był świetny. Niby wszystko idzie gładko, łatwo i przyjemnie a tu nagle wszystko się wali na głowę. Dosłownie. Martwi mnie ten nowy, który się tak czule alkoholom przyglądał. Alkoholik? No i czy go czasem coś nie ugryzło/zadrapało. Interesująca postać.
Fajnie, że Tyreese i Sasha dostali więcej czasu. Choć na razie Tyreese jest ociupinkę rozczarowujący - nie lubi ich zabijać przez płot, nie lubi chodzić na wypady... Mam nadzieję, że się chłopach trochę rozkula. Za to Sasha daje czadu i dowodzi
Podróż Ricka też była ciekawa. Zdesperowana kobieta dokarmia swojego zmienionego męża (abo tylko jego głowę?) bo już nic innego na tym świecie dla niej nie ma. A w końcu postanawia sama do niego dołączyć. Ciekawe, że Rick na to pozwolił - a raczej, że ich nie zabił. Może go ta historia troszkę otrząśnie.
Carol bierze sprawy w swoje ręce i uczy dzieciaki jak zabijać zombiaki. Nie wiem czy mi się to podoba. Coś takiego nie powinno się raczej dziać w tajemnicy, a tego co widziałam tak właśnie jest. Ciekawe co zrobi Carl - przyłączy się do lekcji, czy może jednak powie ojcu. Osobiście jestem za tą drugą opcją.
Beth strasznie się zmieniała od serii drugiej. Po wiadomości o śmierci chłopaka nawet nie wzruszyła ramionami tylko zmieniła liczbę na tablicy liczby on ostatniej śmierci. Smutne, ale takie realia, ktoś umiera każdego dnia.
Tak podejrzewałam, że Glenn nie chciał żeby Maggie z nim poszła bo mogła być w ciąży. Dobrze, że jednak nie jest. Najlepiej to pokazała reakcja Glenna na "dobrą" wiadomość. To nie jest świat dla dzieci. On cały czas jeszcze myśli o tym co się stało z Lorie, a z drugiej strony Magie nie wyklucza możliwości urodzenia dziecka w tym nowym świecie.
Kolejną mocną sceną było dla mnie nazywanie Sztywniaków. Młody miał rację - nie powinni tego robić. I tego powinna ich nauczyć Carol - nie bawić się w głupie gry, nie uczłowieczać ich bo to nie są ludzie. Szczególnie dziwna mi była ta scena w kontekście do poprzedniej z Carlem i Rickiem - Carl nie powinien nadawać świniom imion, bo to jedzenie a nie zwierzątka domowe. Tez racja. Niestety.
No i oczywiście najważniejsza kwestia tego odcinka - śmierć chłopaka. Domyślam się, że narobi trochę zamieszania w następnym odcinku. Tylko co się z nim stało. Przy ogrodzeniu z Carlem wyglądał ok, a później nagle coś go ścięło. Tylko co - choroba? Jakaś epidemia? W końcu świnka też na coś poległa? Nie wróży to dobrze mieszkańcom więzienia.
Ciekawi mnie jeszcze ten Szwędacz, którego pokazano kilka razy - dlaczego położono na niego taki nacisk w tym odcinku. Rzadko się zdarza żeby kilka razy pokazali jednego Truposza a tu w scenach z Rickiem kilka razy się pokazał. No i wyglądał też dość dziwnie. Może się doszukuję znaczenia na siłę, ale podejrzany był według mnie
Start bardzo satysfakcjonujący, oby tak dalej. Następny odcinek zapowiada się dość krwawo ze Sztywniakiem w więzieniu.