Co za odcinek...
Julianna Margulies spisała się fenomenalnie. Od początku do samego końca odcinka. Najpierw zmieszanie i szok po usłyszeniu wiadomości, a później próba pogodzenia się z faktem. I ciągle nowe scenariusze przebiegu rozmowy telefonicznej. Flashbacki do wydarzeń na sali, strzałów, Finna, który odciągnął Willa. Straszne.
Rozmowa z Grace smutna, ale jaka prawdziwa. Bóg jest dobry, ale w tym nie było nic dobrego...
Kalinda wspaniała, po kolei wszystko analizuje, wykluczam możliwość winy policjantów i jej scena z mordercą była wspaniała. Cieszę się, że jej kochanka jej pomogła we wszystkim bez problemów.
Lee pokazał emocje, jak tylko usłyszał wiadomość - świetnie pokazane jak szuka chwili prywatności dla swojego żalu.
Diane zmiażdżyła klienta - w takich okolicznościach nalegał na spotkanie albo miał odejść, to upewniła się, że nikt inny go nie weźmie. Wspaniałe. I Lee w tej scenie

Przyjemne sceny Diane i Alicii nawet jeśli w takich okolicznościach, to jednak dajnie się na nie obie patrzyło, połączone w bólu po stracie kochanej osoby.
No i Carey, tak krótko na ekranie był a takie wrażenie wywarł. I wyładował swój żal i złość, kolejna świetna scena.
Odcinek bardzo dobry, wręcz świetny. Ale nie mogę sobie wyobrazić dalej tego serialu bez Willa...