Odcinek momentami był rzeczywiście strasznie nudny, zwłaszcza momenty Bill/Sookie/Eric...te sceny są jeszcze gorsze od scen Stefan/Elena/Damon w "Vampire Diaries", który miał być przecież serialowym "Twilightem". A w tym 4 sezonie za dużo było "zmierzchowych" scen w "True Blood".
Na szczęście dostaliśmy także kilka świetnych ujęć:
- Niespodziewana jak dla mnie śmierć Jesusa; co prawda ta postać trochę rozwinęła się w tym sezonie, ale jakoś średnio za nią przepadałem. Pewnie będzie i tak się pojawiać w pobliżu Lafayette'a jako duch, ale mam nadzieję, że z mniejszą częstotliwością niż w ostatnich dwóch sezonach.
- Palenie się wampirów wyglądało świetnie i ten tekst Erica mnie rozbawił ("Czujemy, że się nam upiekło."), może samo powstrzymanie Marnie nie wypadło jakoś widowiskowo (babcia Sookie wyciągająca ducha Marnie z ust Lafa, wtf?!), ale przynajmniej były dwa plusy: Sookie użyła mocy i Lafayette przeżył. Jednak mogli sobie odpuścić płaczącą Sookie i babci "Odpowiedź znajdziesz tam, gdzie zawsze - w twoim sercu.".
- Jessica w przebraniu czerwonego kapturka skradająca się po lesie i z coverem piosenki "Where Did You Sleep Last Night" w tle, genialna scena. Rozmowa z Jasonem też była dobra, jednak po początkowych moim zwątpieniu ta dwójka pasuje do siebie.
Zaskoczeniem na końcu było pojawienie się w drzwiach Wielebnego Newlina w postaci wampira.
- Przybycie Nan do gabinetu Billa, po czym szybkie pozbycie się jej ochroniarzy w wykonaniu Erica (yeah!) i wbicie w nią kołka przez Billa, uważam za pozytywne fragmenty odcinka.
Podoba mi się ich współpraca.
- Russel wrócił!
Wiedziałem, że musi to nastąpić.
- Sama końcówka odcinka była genialna! Po pierwsze śmierć Tary (mam nadzieję, że nie ożyje), ta bohaterka nie wnosiła nic ciekawego do serialu, tylko trochę szkoda mi Lafayette'a, który stracił dwie najbliższe osoby w tym odcinku.
Po drugie zastrzelenie Debbie przez Sookie, yeah! Teraz czekam aż powie co zrobiła Alcide'owi.
Reszta wątków była taka sobie.
- Jak już ułożyło Samowi (Luna i Emma), to oczywiście musiał się pojawić jakiś problem - wilkołak.
- Fajnie, że pojawił się duch Renee, ale...każdy bohater musi mieć tu trudne życie? Niedawno mieli problem z dzieckiem, teraz dojdą jakieś duchy przeszłości Terry'ego. Miejmy nadzieję, że jakoś ciekawie to rozwiną.
- Hoyt, zaczęła mnie denerwować ta postać w tym sezonie. Cieszę się, że Jessica z nim zerwała.
- Alcide, zdecydowanie za mało scen dostaje w odcinkach.
- Pam, nie zniosę jej płaczu.
"Mam dość Sookie, jej drogocennej, wróżkowej cipki i tego durnego imienia!" - amen!
Podsumowując sezon nr 4 zaliczam do jak najbardziej udanych, miał sporo ciekawych odcinków, po których nie mogłem się doczekać następnych.
Sookie już mnie bardziej denerwowała niż w przypadku sezonu poprzedniego. Jej niektóre sceny z Billem i Ericem...przemilczę to.
Zdecydowanie za mało dostaliśmy w tym sezonie Alcide'a, bardzo ucieszyło mnie połączenie jego wątku z Samem. Wypadło to świetnie.
Bill jako Król Luizjany nawet dał radę. Eric bez pamięci po początkowym świetnym wrażeniu zaczynał w pewnym momencie strasznie nużyć, całe szczęście wróciła mu pamięć i chęć wyrywania serc i głów.
W przyszłym sezonie liczę na dalsze pociągnięcie wątku wróżek i może wprowadzenie jakiś innych ciekawych stworzeń.
PS A na koniec genialny tekst Jesusa - "Nie możesz wymienić magii jak pierdolonych kart z pokemonami!"