dodano 4 mar 2014, o 00:22
- od dłuższego czasu przeszkadzają mi w The Walking Dead odcinki skupiające się na niewielkiej części bohaterów i rezygnujące z reszty. Jednak ten bardzo mi się podobał. Pewnie dlatego, że Daryl i Beth to jedno z moich ulubionych bohaterów, a przeciwieństwa sprawiają, że zazwyczaj ogląda się lepiej. I coś w tym jest. Eteryczna Beth, dążąca do banalnego i wciąż zrezygnowany Daryl. Świetnie wyszło gdy udało się jej zdobyć upragniony alkohol po czym się rozpłakała. Cel został spełniony i została pustka. Podoba mi się jak skupiła się na jednej czynności by odciąć się od tego co się stało, zając się czymś innym by nie myśleć o stracie ukochanych. Daryl natomiast dystansował się emocjonalnie coraz bardziej, jakby wiedział, że Beth w końcu zginie więc po co się angażować. Przełamanie przyszło podczas popijaniu księżycówki, która swoją drogą coś za dobrze im przechodziła. Wyznanie swojej przeszłości, proste prawdy wygłoszone przez Beth, przypomnienie przyszłości i w końcu odcięcie się od niej przez spalenie domu. Niby prosty odcinek, ale skupiający się na stanie bohaterów i pogłębiający postacie.
- trochę szkoda, że nie poświęcono trochę miejsca innym postacią, ale rozumiem decyzję. Chodziło o maksymalizacje zżycia się z postaciami i lepsze ich zrozumienie. Wtrącenie do tego Ricka czy Maggie, którzy inaczej reagują na rozdzielenie mogłoby trochę rozpraszać uwagę.
- finał zbliża się wielkimi krokami i coraz bardziej boję się o postacie. Boję się, że ktoś z moich ulubieńców zginie. Najmniej odczułbym stratę Boba, Sashy, dziewczynek, Ricka i Tyreesa.