Wojna nadchodzi...i wojna nadeszła!

Co tu można innego napisać niż to, że był to prawdopodobnie najlepszy odcinek GoT i jeden z najlepszych odcinków seriali, jaki oglądałem.

Cały odcinek skupił się na King's Landing i całe szczęście, że tak było.

Stannis i Davos uderzyli na zamek tak jak się wszyscy spodziewali, na najsłabszą bramę, z ogromną ilością wojska.
Jednak nikt nie przewidział genialnego posunięcia Tyriona z wiecznym ogniem. Statek pułapka i jego wybuch...to było po prostu niesamowite! Wizualnie cudowne, aż złapałem się za głowę z wrażenia.
Wszystkie sceny walki podczas oblężenia zrealizowano znakomicie. Cięcia Ogara, który przepoławiał ludzi jednym, płynnym uderzeniem miecza - cudo! Oraz jego zaskakujące wycofanie się na widok ognia i sprzeciwienie się rozkazom króla itd.


Sceny z Sansą bardzo mi się podobały. Natrętna Cersei, która w pewnym momencie zaczęła mocno naciskać na Shae. I ta świetna opowieść o lwiątku i lwicy oraz podanie trucizny synowi.

Tyrion - cudowny jak zawsze! Jego przemowa przed żołnierzami, dialogi, realizowanie planu. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Bo scena zranienia wyglądała groźnie, gdyby to nie był Tywin na końcu w sali z Żelaznym Tronem, mógłbym obawiać się o życie Półmężczyzny. A tak, jestem raczej spokojny.

Joffrey to jest straszna ciota, ale to nic nowego.

Stannisowi się nie udało, ciekawe co się z nim stanie teraz. Czyżby miał skończyć jak Ned Stark?

Wkroczenie na końcu Tywin z Lorasem strasznie mnie zaskoczyło. Już nie mogę się doczekać następnego odcinku i wytłumaczenia sojuszy między nimi. Jeśli Stannis zostanie ścięty, to pewnie przez Lorasa z racji zemsty za Renly'ego.

A za tydzień już finał serii.

Ale jest jedna dobra rzecz, która się z tym wiąże...będę mógł zacząć czytać drugą część sagi Martina i szukać różnic między nią a serialem.
