dodano 1 sie 2013, o 23:55
- o ile przez cały sezon świetnie się bawiłem, tak ten odcinek był fatalny i ledwo go zmęczyłem. Dłużył się niemiłosiernie, pełno nic nie wnoszących scen, a i postacie zachowywały się idiotyczniej niż zawsze. Najjaśniejszym punktem epizodu była rozpacz Arlene, ale to głownie dlatego że bardzo lubię Carrie Preston. Reszta niezwykle sztuczna, no może prócz Willy bo nawet przyjemnie się ją oglądało
- wciąż nie ogarniam tego wampirzego wirusa. Czemu on ich atakuje skoro wampiry od razu się regenerują? I czy nie powinien się przenieść na Billa jak Nora go ugryzła? No i nawet jak uda się wprowadzić w Luizjanie do sprzedaży to Tru Blood to przecież zarazi się tylko ułamek światowej populacji wampirów. Kompletnie nie logiczne. Tak samo jak Sarah przejmująca władzę po Burellu....
- Jessica i Eryck zachowywali się kompletnie niespójnie z poprzednimi odcinkami, a ich zachowanie kompletnie nie zrozumiałe. Jeszcze jakby to było ciekawe co się działo, ale nic z tego. Nawet pośmiać się nie było z czego, a ta pseudo powaga psuła tylko odbiór
- Nora nie żyję i jej śmiercią kompletnie się nie przejąłem, a flashback zupełnie nie potrzebny i fatalnie wykonany. To już sceny z przeszłości w Angelu wypadały o wiele bardziej klimatycznie
- wątek Warlowa nieruszony tzn mówią o nim, ale on sam pojawia się na jedną nic nie wnoszącą scenę. Jednak to akurat nie jest minus bo wcale mnie nie obchodzi co się stanie, tak jak sprawa Billith. Chcę dostać absurdalną rozrywkę jaka byłą serwowana przez ostatnie 2-3 sezony, a nie takie flaki z olejem. Trochę dystansu do siebie, a nie sztuczne budowanie napięcia cliffhangerem z Alcidem...