Zdecydowanie jeden z najlepszych finałów jakie widziałam. Trzymał w napięciu przez oba odcinki i nie puszczał ani na chwilę.
Meredith - szkoda mi jej. Oj bardzo szkoda. I pewnie będzie to ukrywać przed Derekiem znając życie...
Christina - dała radę. Po raz kolejny udowadnia, że twarda z niej zawodniczka. Operować Dekera ze spluwą przy głowi to ie byle co.
Alex & Lexie - nie jestem zwolenniczką ich związku. A tym bardziej teraz po tym jak wyszły na jaw uczucia Alexa do Izzie i Sloana do Lexie... Mam nadzieję, że Sloan i Młoda Grey się zejdą w końcu.
Callie i Arizona - wreszcie se dały po razie i spokój. Będą miały gromadkę ślicznych dzieci i domek w jakimś ciepłym kraju - co by obie zadowolone były
Bailey - też dała radę... Mimo, że windy nie działały. Naprawdę myślałam, że się załamie, ale o swojemu sprostała wyzwaniu. Szkoda mi Percy'ego.
Tristan napisał(a):Owen mnie podczas tych dwóch odcinków irytował.
Teraz jak o tym pomyślę to w sumie fakt. Mnie też.
Richard - zaimponował mi, myślałam, że się podda nałogowi i wyszedł z niego. A teraz jeszcze stawił czoła problemowi i ponownie uzależnieniu. I wygrał.
Sceny, które najbardziej utkwiły mi w pamięci... Zdecydowanie scena z operującą Christiną i Clarkiem, Owenem i Meredith. Absolutnie wbija w fotel i wyciska łzy z oczu.
Poronienie Mer. Jej wyraz twarzy i ton jakim mówi są straszne, przerażające.
'Odwiedziny' Clarka na oddziale dziecięcym i zachowanie Callie. I jej zapewnienia o magicznym uśmiechu Arizony - piękne.
Odcinek utkwił w pamięci na długo. Mam nadzieję, że siódmy sezon utrzyma poziom.