Kim jest Aniczka? Czy Aniczka w ogóle istniała?
W tej historii jest torturowanie dzieci, samobójstwo, para szalonych sióstr, tajemnicza sekta i ważni politycy. No i Aniczka, której losami przez tygodnie żyły całe Czechy
Aniczka ma 11 albo 13 lat. Nie mówi, nie ma dokumentów. Policja w niewyjaśnionych okolicznościach ją znalazła, ale zaraz potem dziewczynka w równie tajemniczy sposób zniknęła.
Jest i inna wersja: że w rzeczywistości miała 34 lata. I jeszcze jedna: że tak naprawdę żadnej Aniczki nigdy nie było.
Poza Aniczką, w tej historii główną rolę grają:
• 30-letnia Klara Mauerova i jej o cztery lata starsza siostra Katerzina - obecnie w areszcie śledczym w Brnie; • dwóch synów Klary: Jakub (10 lat) i Ondrzej (7 lat) - jeden w pogotowiu opiekuńczym, drugi w szpitalu; • legendarna opozycjonistka z czasów komunizmu Anna Szabatova oraz związany z czeskim ruchem ekologicznym intelektualista Jakub Patoczka; • i jeszcze aktor Viktor Skala; • ostatnia jest 34-letnia przyjaciółka sióstr Mauer Barbora Szkrlova - to ona łączy te wszystkie postacie i prowadzi je prosto do Aniczki.
Kim jest ta dziewczynka
Wszystko zaczęło się od Eduarda Tvrdego, który na nowym osiedlu domków jednorodzinnych koło Brna instalował tzw. elektroniczną niańkę, kamerkę internetową z mikrofonem, dzięki której rodzice w innych pokojach mogą spokojnie obserwować, czy niemowlę spokojnie śpi.
Po zainstalowaniu kamery Tvrdy ujrzał na ekranie taki obraz: kilkuletni chłopiec, związany sznurem, z buzią zalepioną taśmą klejącą łka na betonowej podłodze. Czyjeś ręce zdejmują mu taśmę i dziecko zjada coś z posadzki.
Jak się okazało, Tvrdy złapał obraz z nadajnika w którymś z domków stojących obok. Wezwani policjanci zapukali do sąsiednich drzwi, które otworzyła im pyzata blondynka Klara Mauerova wraz ze starszą siostrą Katerziną. Wiadomo dziś, że Klara od rozwodu wychowuje sama synów Jakuba i Ondrzeja (to ten związany, z zalepioną buzią). Nie patrzyła policjantom w oczy, była zdenerwowana. Powiedziała, że nie ma klucza do zamka do skrytki pod schodami, z której było słychać szloch.
Drzwi otworzyli strażacy i lekarka zabrała płaczące dziecko do centrum kryzysowego o ładnej nazwie Kangurek.
Klara trafiła do aresztu. I ona, i jej siostra Katerzina przyznały, że chłopiec dokazywał, więc karały go w taki sposób, ale tylko czasem. Z Jakubem było wszystko w porządku. W domu policjanci znaleźli jeszcze trzecie dziecko: Aniczkę.
Siostry Mauer opowiedziały taką historię: Aniczkę para narkomanów zostawiła przed laty u ich babci na wsi. Babcia się nią zajmowała, jak umiała, a kiedy zmarła - dziecko zabrała Klara. Dziewczynka nie miała dokumentów, nazwiska. Klara dopiero niedawno zaczęła się starać o adopcję, bo wcześniej bała się, że jeśli to zrobi, dziecko trafi - choćby na krótko - do jakiegoś domu dziecka. A po co tak skrzywdzonemu przez los dziecku dodawać cierpień?
Siostry znały się na dziecięcych cierpieniach. Katerzina pracowała w Brnie w podobnym do Kangurka centrum o nazwie Promyczek - tam trafiały dzieci alkoholików, narkomanów, bite, zaniedbane. Klara studiowała w Brnie pedagogikę specjalną i też udzielała się w Promyczku.
Czy to sekta?
Na "Przypadek torturowanego Ondrzeja" rzuciły się gazety, ale po dwóch dniach przemianowały go na "Sprawę Aniczki". Na pierwszych stronach pełno było zdjęć szczuplutkiego stworzenia w za dużych okularach, z mysimi warkoczykami. "Kim jest Aniczka?" - pytały wielkie tytuły.
Policja nie informowała o niczym, więc dziennikarze prowadzili własne śledztwa. Czy Aniczka to Karolina Plana, która przed laty zniknęła na północy kraju? Czy też naprawdę dziecko podrzucone staruszce na wsi? Współczesny Kaspar Hauser w spódniczce, z warkoczykami?
Prasa relacjonowała też śledztwo, m.in. rewizję w domu redaktora naczelnego elitarnego pisma "Literarni Noviny" Jakuba Patoczki. Okazało się, że dobrze zna on siostry Mauer. Z Katerziną przyjaźniła się żona Patoczki, która trzy lata temu popełniła samobójstwo bez wyraźnych powodów. Reporterzy szczegółowo liczyli, ile plastikowych worków ze skonfiskowanymi przedmiotami wynieśli policjanci z mieszkania Patoczki - jedni pisali, że sześć, inni, że dziewięć.
Patoczka dla czytelników brukowców to stuprocentowy przedstawiciel zblazowanej elity. Był liderem Partii Zielonych. Ekstrawagancki, z kontaktami w dawnej opozycji demokratycznej.
Sprawę sióstr Mauer błyskawicznie skojarzono z "ruchem Gralla" - dziwnym kręgiem ludzi złożonym z podobnych do Patoczki poszukiwaczy duchowych korzeni Europy i jedności z naturą. Ruch nie był w żaden sposów wpływowy czy znany, ot, gazety wspomniały o tym przed laty jako o kolejnym dziwactwie znanej osoby. Teraz posypały się pytania: czy to sekta? Czy ta sekta porwała Aniczkę?
Dlaczego mowa o porwaniu? Ano dlatego, że Aniczka zniknęła. Kiedy w nocy jedna z opiekunek z Kangurka zajrzała do pokoju dziewczynki, Aniczki nie było - tylko otwarte okno.
Dziewczynki nie ma do dziś.
Od Patoczki blisko już było do elity intelektualnej. Na pierwszą stronę "Lidovych Novin" trafiła Anna Szabatova, człowiek legenda, żona światowej sławy opozycjonisty Petra Uhla, sama wielokrotnie więziona i prześladowana przez SB. Od upadku komunizmu broniła praw człowieka, była zastępcą pierwszego czeskiego rzecznika praw obywatelskich. "Lidovki" doniosły, że za pośrednictwem Patoczki doradzała siostrom Mauer w sprawie adopcji Aniczki.
Szabatova przyznała, że to prawda i zapewniła, że nie miała pojęcia o znęcaniu się nad dzieckiem ani o tym, w jakim stanie psychicznym są siostry. Patoczka wydał oświadczenie, w którym wyznał, że siostry Mauer go nabrały i dlatego wplątał w sprawę Szabatową.
Kiedy prasa publikowała to oświadczenie, internet był już pełen zdjęć zaginionej dziewczynki. Wtedy odezwali się pracownicy pogotowia Promyczek (tego, w którym pracowały siostry Mauer a wcześniej - żona Patoczki). Opowiedzieli o czymś, w co nikt na początku nie chciał wierzyć: że Aniczka to nie dziewczynka, tylko ich była koleżanka z pracy, 34-letnia Barbora Szkrlova.
Szkrlova to kobieta bardzo drobna i niska, milcząca i zamknięta, na zebraniach rozmawiająca tylko z Katerziną Mauerovą. Przy tym dziwaczka: na dwa tygodnie znikała w lesie, gdzie ponoć żywiła się mrówkami. Pewnego dnia zwolniła się z pracy i słuch o niej zaginął.
Gazety znów sypnęły pytaniami: Czy policja ma szukać Barbory zamiast Aniczki? Jak to możliwe, że policjanci pomylili dziecko z dorosłą kobietą? Czy Barbora próbowała zyskać nową tożsamość, dając się adoptować jako 11-latka? Po co?
I w końcu: czy Aniczka, której przez ponad tydzień poszukiwał cały kraj, nigdy nie istniała?
- Ależ istniała! - zagrzmiał prezes sądu, przed którym odbyła się wiosną pierwsza rozprawa adopcyjna. Biegły sądowy, pediatra, który ją badał, na pewno by zauważył, że ma nie 11, lecz 34 lata!
Jeśli tak, to czy policja powinna poszukiwać dwóch osób: dojrzałej kobiety i dziecka? Czy tylko jednej?
Po kolejnych dniach okazało się, że siostry Mauer na sądowe badania lekarskie posłały nie Barborę Szkrlovą, ale 11-letnią córeczkę przyjaciela rodziny, aktora teatralnego Viktora Skaly. Aktor zgodził się, bo i on - doniosły brukowce - należeć miał do sympatyków sekty.
Niestety, i Skala zapadł się pod ziemię. Nie odbiera telefonów, nie przychodzi do pracy. I na razie taki jest koniec tej historii.
Źródło: Gazeta Wyborcza
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kim jest Aniczka? Czy Aniczka w ogóle istniała? Kto zna odpowiedzi na te i inne pytania?
Ostatnio edytowano 13 cze 2007, o 18:00 przez Cya, łącznie edytowano 1 raz