Odcinek zupełnie inny od tego co mięliśmy do tej pory.
Bobby w swoim własnym Czyśćcu uciekający przez swoje najgorsze wspomnienia przed Kosiarzem.
Było wspaniale i okropnie jednocześnie. Wspaniałe były wspomnienia Bobby'ego z chłopcami i to jak ciężko kombinował o co właściwie chodzi. No i stary dobry Rufus do pomocy
Dean miał swoje momenty - podczas rozmowy z Dickiem, kiedy nazwał go wcale nie jego imieniem
, oraz z facetem od organów i rozbitą szybą.
Sama było mało, ale nie ma się co dziwić, w końcu to o Singera chodziło.
Mordka mi się roześmiała jak się obudził i nabazgrał te cyferki (ciekawe co one oznaczają), a zaraz potem zalałam się łzami...
Mimo wszystko jest we mnie jeszcze maleńka iskierka nadziei - w końcu nie dostaliśmy ostatecznej, jednoznacznej odpowiedzi. Więc będę sobie mieć tą nadzieję, aż do następnego odcinka. Bo szczerze nie wyobrażam sobie serialu bez tej wspaniałej kopalni wiedzy i wszystkiej pomocy. Chłopaki się raczej ciężko załamią i... raczej słabo widzę ten serial po dzisiejszym odcinku. Zrobiło się zdecydowanie zbyt drastycznie i szaro.