5x13 - An Enemy of Fate
Spoiler:
-----------
Smutno i tyle. Może i finał nie sprostał moim wygórowanym oczekiwaniom, był za bardzo wzruszający i wyciskający zły. Pewnie irytuje nie to dlatego, że przez cały odcinek rozwodzono się nad poświęceniem, odkupieniem i miłości. Nie podobało mi się też w odcinku jak i całym sezonie to wykonywanie planu, po sznurku do kłębka. Na szczęście końcówka nie była już taka kameralna tylko efektowna. Odbijanie Broylsa i zdobywanie kostki efektowne. Przekrój fringe eventów z całego serialu. Ile wspomnień wróciła przez te kilka chwil. Warto było czekać na taki ukłon dla fanów. I jeszcze ten latający Obserwator bo to jest cool i Olivia robiąca pożytek ze swojej mocy i to zgniecenie Windmarka. Cudowne! Pięknie też zakończono białym tulipanem. Szkoda, że to już koniec, szkoda że ostatni sezon odstawał, zawiodłem się na Obserwatorach, nie poruszono kilku elementów z mitologii i nie dowiedzieliśmy się na czym polegał ich plan. Jednak mimo wszystko jestem zadowolony bo Te kilka lat z Fringe to była świetna zabawa. Dziękuję!
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Skoro Walter z Michaelem przenieśli się do XXII wieku i zresetowali timeline to dlaczego zmieniło się to tylko od dnia uprowadzenia Etty? Czy ten reset nie powinien wpłynąć na wszystkie wydarzenia? Peter nie powinien zostać przez nich wymazany, ba nie powinien zostać uratowany nad jeziorem, a nawet Walternate powinien go uratować bo nie było Obserwatora który mu przeszkodził w eksperymencie. Chyba, że każda rzeczywistość ma swoich Obserwatorów, ale to bez sensu bo przecież było mówione że oni zachowują się inaczej i żyją poza czasem. Nie podoba mi się to grzebanie w timelineach w celu dokonania zmian, za dużo dziur w tym wszystkim...