No nie wiem czy mi się ten finał podoba... Strasznie wszystko pokomplikowali.
Wątek Bianki się rozwiązał, tak się spodziewałam, że tak właśnie skończy. Frank mnie niepomiernie denerwuje. Całe życie olewał rodzinę, żonę, dzieci, nigdy nic dla nich nie zrobił, a dla laski ledwo poznanej całe dotychczasowe życie porzucił i poszedł z nią w nieznane. Mam jakąś taką malutką nadzieję, że czegoś go to nauczyło, ale sama nie wiem. Tyle razy się z nią o śmierć otarł, może go to chociaż nauczyło doceniać życie.
O Debbie to nawet mi się pisać nie chce, mała gówniara rozum już o reszty straciła. Raz od dziewczyny usłyszała, że po zajściu w ciążę weszła do rodziny i od razu jej palma odwaliła. A z tą ciążą to głupoty kompletne. Ten test jedyne co mógł pokazać to ewentualne dziecko Mattiego. Bo wątpię żeby się wtedy zabezpieczyli. Przed nimi w pokoju była inna para i to pewnie ich opakowanie z kondoma leżało na stoliku...
Wątek Iana - na dwoje babka wróżyła... Cieszę się, że się opamiętał i wrócił do domu wreszcie. Żeby jeszcze wrócił do leków to już będzie świetnie. Ale zerwanie z Mickiem to już inna sprawa. Facet się tak dla niego zmienił, nawet na głos przyznał, że go kocha. Miałby niezłe wsparcie w walce z chorobą, a tak to pozostaje mu tylko jego patologiczna rodzina.
Kev i Vi - tak jakby udało im się wyjść na prostą. W nich jedyna nadzieja na jakąś normalność w tym serialu.
Lip - wiedziałam, że tak się sprawa z jego "dziewczyną" skończy, się biedna zakochała a on z kolei w profesorce. I jak on to sobie wyobraża, będzie w związku z nią i jej mężem? Oni będą uprawiać seks a on sobie z boczku będzie podglądał? Profesorka mu raczej szybko to z głowy wybije, to raczej nie jest kobieta, która by się ze studentem wiązała na stałe.
Fiona. Fiona, Fiona, Fiona... Co oni z nią zrobili. Z odpowiedzialnej dziewczyny, która dba o swoją rodzinę, walczy o nią i robi dla niej wszystko co może zmieniła się w kompletną zdzirę, z braku lepszego słowa... Lata od Gusa do Jimmiego do Sheana do Guda do Sheana... Żałosne troszeczkę. Jej by się przydała przerwa od seksu z wszystkim co jest chętne i pod ręką. Piękny komentarz usłyszała w mieszkaniu Gusa. She's not a nice person... A Shean też jej dobrze powiedział "Happy is overrated. Grow up Fiona". Szczęście jej nie zapewni dobrego życia. Ma fajnego męża, który się o nią troszczy, dba, kocha ją a ją dalej ciągnie do patologii, do faceta z kłopotami, ex-ćpuna z którym przez chwilę będzie szalenie szczęśliwa, ale wypali się to zanim się zorientuje co się dzieje.
Podobała mi się ostatnia scena z chłopakami. Bracia znów razem, zwierzenie Lipa i powrót załamanego Franka.
I na koniec perełka z Carlem i Chuckiem. Ciekawa jestem czy próbowali się nawzajem zabić czy połączyć siły i uciec
Jeszcze tylko w Liamie nadzieja w tej rodzinie.
Oby Sammie nie udało się dorwać Mickiego