No i piękne zakończenie serii.
Ian - niestety, tak jak się spodziewałam najprawdopodobniej dwubiegunowy. Mam tylko nadzieję, że będzie się leczył i nie skończy jak Monica. Mickey był niesamowity w tym odcinku. Walczy o Iana z całych sił, jak już do ma całego to nie pozwoli mu odejść. Ale dobrze by było, że by jednak zrozumiał że leczenie Iana będzie najważniejsze, nawet jeśli to oznacza psychiatryk.
Fajna scena w barze, jak wszyscy wymieniali jakich gejów i lesbijki znają i że nikogo nie obchodzi kogo rucha Mickey. I z jego żoną i sztucznym penisem

Fiona wypuszczona z więzienia, ma pracę i chodzi i na spotkania. I oby tak dalej.
Bonnie się straciła. Chyba bardziej się cieszę niż mi żal.
Sheila nie dostała dzieciaków i bardzo dobrze. Ona raczej nie jest zbyt dobrym materiałem na matkę. I co z tym ślubem - chyba raczej nie ważny skoro Frank ciągle jest mężem Monici.
A Frank wreszcie wychodzi ze szpitala i co jest pierwszą rzeczą jaką robi? Pije. I jeszcze częstuje swojego syna. Powalona rodzina nie ma co.
A do tego na sam koniec SURPRISE! Jimmy wraca! Nie lubię. Już się pogodziłam z tym, że go nie ma, nawet o nim nie pomyślałam od wielu, wielu odcinków, a tu znów się pojawia z jaką laską i znów będzie mącił pewnie.