Jak zwykle genialnie
.
Akcja w laboratorium śmieszna
, obawy czy Jessie sobie poradzi, a poradził sobie na szóstke
. Najpierw nie dał sobie w kasze dmuchać temu meksykańskiemu chemikowi , a potem zrobił idealną metę i to na jego zasadach, zarządził tutaj
.
U Walta spokój po bójce z (byłym?)partnerem, ale odwiedza go syn i to w swoje urodziny , nowym autem , który dostał od Skyler, a z którego nie jest za bardzo zadowolony. Podobało mi sie to wyżalanie się synowi , i jak junior go ładnie zaciął , mówiąc całą prawdę. Walt ponadto przypadkowo powiedział do syna "Jesse" co może mieć pózniej jakieś znaczenie (np. przy rozmowie juniora z hankiem). Walta wciąż pokazują nam jako postać tragiczną bez szansy na zmiany, ale ten spokój sie przydał w tym odcinku , po jego ostatnich wyczynach i za to chwała scenarzystom , że mogliśmy odpocząć od pana Whita
.
Fajnie, że Saul się pojawił , znów miał swoją gadke, ale tym razem zbyt koloryzował tą bajeczke
, mimo to bez zbędnych pytań Ted przyjął czek. I spieprzył to , zacząl już wydawać kase , ale nie na długi, tylko na nowy samochód, był bardzo uparty przy swojej decyzji w rozmowie z Skyler i ta nie mogła zrobić nic innego jak powiedziec mu prawdę.
Wracając do Meksyku, super nakręcona scena , całego przywitania i rozmowy przy znanym basenie.
Jednak żaden serial nie jest idealny, dlatego i tu można sie przyczepić.
Pomysł z trucizną troche słaby i jeszcze to spojrzenie i ponura mina Gusa i nikt nic nie podejrzewał. Oczywiście boss mógł sie złapać po tym jak Gus również wypił ten trunek, ale cała reszta? Wszyscy? Bez przesady. Poza tym w scenie ucieczki , pojawił sie tylko jeden meksykaniec , który próbował powstrzymać naszą trójke od ucieczki. Troche mało, ale Gus potrafi być przekonywujący w swoich mowach.
Wracając do Jessego , akcja ratunkowa wyszła świetnie. Granie co noc w strzelaniny na telwizorze pomogło, naprawde dobrze nagrana scena.
No i Mike dostał , ten niepokonany, ale tu mu wybaczam