Fajny powrót.
Nie spodziewałem się, że cała sytuacja z Darylem i Merlem, tak szybko się rozwiąże.
A tu nagły atak Ricka i Maggie, bracia uratowani.
To był pewne, że Rick nie przyjmie do więzienia Merle'a, szkoda tylko, że Daryl musiał z nim pójść. Ale jestem tego pewien, że losy braci jeszcze skrzyżują się z losami naszej ekipy.
Może nastąpi to przy starciu Ricka z Gubernatorem.
Woodbury...fajnie, że kilka zombiaków zdołało się przedrzeć przez mury, ale szkoda, że tak szybko się ich pozbyli.
Gubernator powoli się zmienia w jeszcze większego skurwysyna, a Andrea nadal na niego patrzy jak na dobrego człowieka.
Przemowa do ludzi w wykonaniu Andrei, to zdecydowanie najgorszy i najgłupszy moment odcinka. Andrea na prezydenta!
Genialny Glen w tym odcinku.
Halucynacje z Lori na końcu odcinka, totalnie mnie zaskoczyły.
Bardzo fajna rzecz, Rick powoli zamienia nam się w świra.
Na pewno nie zrobiło to dobrego wrażenia na grupce Tyreese'a.
Swoją drogą żałuję, że Rick powiedział tak łatwo "nie". Nasza grupka całkiem nieźle ich poznała, mam nadzieję, że Hershel przekona do nich Ricka. Jeśli nadal będą chcieli zostać po tej "psychicznej szopce" jaką odegrał Rick.
Michonne mogłaby się w końcu ogarnąć i wyprostować parę rzeczy na swój temat. W komiksie jakoś to lepiej wyglądało, a jej postać została szybciej i łagodniej przyjęta w więzieniu.