Kolejny świetny odcinek.
Zaczęło z grubej rury od przebicia kołkiem Loreny (nareszcie!), później Alcide zastrzelił Coota i uwięził Debby. Teraz wilczki będą go tropić.
Następnie dostaliśmy transport Billa i Sookie, gdzie ona częstuje go krwią, a on się trochę za bardzo wczuł.
Interwencja Tary była genialna, kopniak w stronę słońca. Muszę przyznać, że strasznie mnie wkurza Bill w tym sezonie, ale za to jestem zadowolony z zachowania Sook.
W poprzednich sezonach było na odwrót.
Wkroczenie do piwnicy Fangtanzji przez nowe małżeństwo było świetne. Russell pogadał sobie trochę z Magistrem i na końcu odciął mu główkę.
Krwawo!
Na szczęście moja kochana Pam została uratowana.
Scena z zamkniętą w klatce Królową mnie powaliła.
Eric dowiedział się czegoś o Sookie, tylko oczywiście zostało mu to powiedziane szeptem. Ciekawe, kiedy będzie nam dane też usłyszeć tą tajemnicę.
Można było się spodziewać, że to Bill uratuje Sookie. Fajny motyw z brakiem odpowiedniej grupy krwi dla Sookie.
Zdaje mi się, że wcześniej coś mówiono, że ma ona rzadką grupę krwi - chyba A0. Jej sen podczas śpiączki trochę dziwny, ciekawe co miał za przesłanie.
Wątek Sama może być, fajnie się wkręcił na walki w "przebraniu" psa. Dobrze, że Tommy poszedł razem z Samem. Tylko nadal do końca nie wiadomo, o co chodzi rodzicom. I dlaczego Tommy boi się starego, bo tak to przynajmniej wygląda czasami.
Jason, ty głupolu.
Rozwaliła mnie scena, kiedy poszedł Lafayetta, żeby mu załatwił amfę dla więźnia.
Poza tym brak Jessicy odczuwalny.
Hoyt i jego nowa dziewczyna Summer (czyżby gra ją aktorka, która wciela się w Bernadette w "Big Bang Theory"?), niepotrzebny wątek.