Sookie - jakoś tak mało jej w tym odcinku, ale za to dała czadu na końcu. Ciekawe o co chodzi z tą jej mocą...
Bill - kurczę, się poplątał. Dobrze, że jednak nie zrezygnował z Sookie.
Tara - Poor Tara ;/ Wampirza narzeczona? Miny strzela mistrzowskie
Franklin - what a freak?! Ale w zasadzie mogliśmy się tego spodziewać, czyż nie. Płacz i 'motherfucker' na komórce wymiatają
Jesus - no ja jestem jak najbardziej za, jeśli tylko nie okaże się jakimś walniętym psycholem, nie-człowiekiem czy też czymkolwiek innym.
Lafayette - należy mu się troszku szczęścia od życia w końcu.
Russel - jak go nie lubiłam, tak go dalej nie lubię, teraz dodatkowo za to co zrobił rodzinie Erica...
Talbot - miałam przez chwilę wrażenie, że rozumiała emocje Erica, gdy ten oglądał koronę. Coraz bardziej zaczynam się do niego przekonywać. Może jeszcze wyjdzie na lu8dzi... A raczej na wampiry
Alcide - czy ja wiem, taki niedokolorowany mi się trochę wydaje. Taki nijaki. No i raczej nie ma perspektyw na romans z Sookie.
Eric - och... żal mi go... Przyszedł uratować Pam a tu raz, że beret, a dwa, że jeszcze się dowiedział przykrych rzeczy.
Sam - jak zwykle - szaro i nudno...
Rodzina Sama - ...choć trzeba przyznać, że akcja z braciszkiem i tatusiem zapowiadały ciekawy rozwój wydarzeń.
Jason - jak zwykle kretyn, choć zdaje się inaczej traktować tą całą Crystal. Zobaczymy co z tego będzie.
Jessica - mało jej i wredna się zrobiła. Czyżbym zauważyła COŚ pomiędzy nią i bratem Sama?