dodano 11 paź 2013, o 01:12
- gdy tylko usłyszałem co ma się dziać w tym odcinku nie mogłem się doczekać. Shaw, Carter i Zoe w klubie nocnym polujące na domniemanego zabójcę kobiet - to musiało się udać. I tak też było. Dużo scen z tymi trzema paniami to gwarancja dużej ilości dobrego humoru. Bo jak się nie uśmiechnąć na widok Shaw w wieczorowej sukni? I jej wiecznie wkurzonej miny. Do tego jak zwykle Zoe skradła wszystkie sceny w których była. Uwielbiam jak ona i John razem biorą się za sprawę. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na jej kolejny powrót.
- sama sprawa dość przewidywalna, ale dobrze poprowadzona - raz luźniejsza, raz mroczniejsza i z połowicznym szczęśliwym zakończeniem. Nic nadzwyczajnego, dobrze zapychała czas i służyła ekspozycji głównych postaci.
- po odcinku przerwy pojawia się Root i jak zwykle była przerażająco-urocza. Gdy rozmawiała z boginią i groziła doktorkowi aż ciarki wchodziły na plecy i napięcie wzrastała. Ogromnie jestem ciekaw co dla niej szykują scenarzyści. Wychodzi na to, że jest ona prorokiem Maszyny czy może raczej jej zbrojnym ramieniem. Ciesze się, że nie zabiła Hershela. Ten to ma pecha, chyba w karzdym sezonie jest postrzelony albo jego życie wisi na krawędzi. Teraz czekać aż zda raport tajemniczej kobiecie.