Całkiem niezły odcinek.
Hershella coraz bardziej denerwuje ingerencja obcych ludzi w jego farmę.
Shane miał poważną rozmowę z Rickiem na temat "podejmowania poważnych decyzji".
Daryl wybrał się na wycieczkę.
Świetny motyw z wizjami Merla, fajna motywacja, aby wziąć się w garść. Do tego walka z dwoma szwendaczami.
I tak akcją odcinka jest Daryl wychodzący z lasu chodem szwendaczy, umazany krwią i z uszami ofiar na szyi.
Całe szczęście, że Andrea jeszcze jest słaba w strzelaniu.
Swoją drogą śmiesznie to wyglądało, jak Shane, Rick i TDog biegli są sprintem na jednego szwendacza przez pole.
Do dziwnego i wkurzającego zachowania Lori się już przyzwyczaiłem.
Tym razem znaleziono lalkę Sophie, ale super! Mogliby już ją znaleźć, martwą lub żywą, bo to się robi już nudne. Za bardzo rozciągają ten wątek...
Glenn ma problemy z kobietami.
Świetna rozmowa o zsynchronizowaniu cykli przez Andreę, Lori i Maggie.
Rewelacyjna końcówka, Maggie umówiła się z Glennem na schadkę, aby zrobić "to" na sianku...a tu niespodzianka!
Wreszcie, nie mogłem się doczekać kiedy zobaczymy co jest w stodole.
Podczas czytania komiksu ten motyw mnie po prostu zmiażdżył, totalnie się go nie spodziewałem.
Dobrze, że twórcom nie przyszło do głowy, żeby zmienić ten wątek w co innego.
Zapomniałem wspomnieć o dość ciekawym wstępie. Podobały mi się helikoptery i zrzucanie napalmu na miasto.
I co najważniejsze - dlaczego, do diaska, te zombie siedzą w szopie?!
Żeby im nie uciekły.
A tak na serio...to się dowiesz.
To jest jeden z najlepszych motywów w komiksie, mam nadzieję, że w serialu będzie podobnie.