dodano 18 cze 2011, o 10:31
'Nie do zaakceptowania', czyli najlepsze określenie tego odcinka. Może nie był zły, ale główny wątek znowu zostaje marginalizowany. Mi taki zabieg się nie podoba i ciekaw jestem ile odcinków miałby Fringe, gdyby wyciąć te wszystkie epizodyczne wątki. Pomimo tego, że jest środek dnia, to dałem się nabrać na stary trick prezentowany w większości horrorów. Lekko podskoczyłem na krześle, ale zawsze coś : ) Widzę, że bardzo się skupiają na postaci Olivii. Mam nadzieję, że poprzez wyostrzenie jej zmysłów, nie chcą z niej zrobić drugiego Gliniarza z dżungli. Mam także nadzieję, że wątek jej przypominania sobie, z kim i po co spotkała się po tamtej stronie nie będzie rozciągany do końca sezonu, jak plastelinowa kość w reklamie Danonków. Wiadome jest, że w którymś momencie Olivia się zorientuje, że Charlie, to nie Charlie i ciekaw jestem, czy ten nie będzie szukał nowego ciała, choć to mogłoby być już nieco przesadzone. Tak jak się spodziewałem, nowa agentka, pełni rolę zastępstwa dla Francisa. Na razie miesza się z tłem, ale całkiem dobrze wypada. No i coraz częściej się okazuje, że za tymi całymi nieszczęsnymi wydarzeniami stoją w miarę porządni i dobrzy ludzie. Kurde, ilu to już mieliśmy naukowców/wynalazców, którzy chcieli sobie polepszyć swój żywot. Już nie ma takiego naprawdę bad guya w tym serialu, choć liczę, że jeszcze się pojawi. Sam zmiennokształtny to nie za dużo, jednak chętnie poznałbym ludzi z drugiej strony, którzy wydają mu rozkazy. Niemniej jednak odcinek był typowy dla pierwszego sezonu. 7/10. Jeszcze dorzucę, to że coraz częściej, dzięki Fringe na mojej twarzy pojawia się uśmiech od ucha do ucha. Tym razem zaserwowała mi go Olivia, strzelająca do Petera. Przez chwilę miałem wrażenie, że trafiła, ale ciii...