Szkoda mi śmierci Wash, była bardzo fajną postacią. Za to żałuję, że Lucas przeżył wielokrotny postrzał od Skye.
Trochę mi to Krzyk przypominało
I też ejstem tym rozczarowany. Ostatni odcinek był najlepszy. Owszem miał mnóstwo głupich momentów, które raziły w oczy i niezrozumiałych dla mnie momentów (które zaraz wymienię) ale dobrze się go oglądało jeśli wyłączyło się myślenie. Jednak na S02 nie mam ochoty bo nie wierzę że będzie większa poprawa, a wątki rodzinne zostaną zredukowana. Już lepiej niech to anulują i dadzą Fringe S05.
A teraz zabawa w narzekanie:
- serial pokazuje nam idiotyczną wizję przyszłości. W ogóle jej nie kupuje. Jak się o niej mówiło na początku sezonu było ciekawie, ale ta dystopia którą nam pokazali jest irracjonalna - wyludnione połacie ziemi, i miasta pod kopułami. Z perspektywy ostatnich 200 lat prognozowanie czegoś takiego jest nielogiczne
- o ile rozumiem koncepcje prywatnych armii tak stylizowanie ich na nazistowskie Niemcy jest dla mnie niezrozumiałe. Flagi na siedzibie Taylora i do tego czarno czerwone barwy - dla mnie to już lekka przesada i pokazywanie na siłe kto tu jest tym złym.
- nowy czarny charakter z przyszłości. Arogancki i pewny siebie, nie mający pozytywnych cech, zły i do tego czarne włosy zaczesane na bok - ile razy to już zobaczyliśmy? I do tego zginął w śmieszny sposób zagryziony przez dinozaura (pytanie - czemu dinozaury zabijają, a potem rzucają się na następnego zamiast się pożywić?)
- czemu przybyszą z XI pielgrzymki niebyły potrzebne maski? Shannon mało co się nie udusił bo jak mu powiedzieli organizm nie był przystosowany do takiej ilości stężenia tlenu. Nawet w poprzednim odcinku Eliabeth mówiła o sterylizowaniu masek, a potem o tym jakoś zapomniano.
- wybuch był fajny
nie powiem że mnie zaskoczył ale był fajny. Gorzej z jego konsekwencjami - palący się ludzie i apokalipsa. Wyszkoleni zołnierze i nawet nie strzelili bronią soniczną żeby wepchać go w portal, a Jimm zdążył się odsunąć. Jednak nie to było najgorsze - przesunięcie akcji o 3 dni. O ile w Game of Thrones jeszcze to jakoś przełknąłem tak drugi raz w sezonie już nie darują
od razu pokazano zniszczenia osady, a ja miałem ochotę na jakaś akcję. Dobrze przynajmniej że nieźle zrobiono scenę z Shannonem poznającym nową sytuację i to nieznośne brzęczenie
- Lucas i Skye - o jakie to głupie było. Nie dość że ten aktor nie zbyt sobie radzi z szaloną postacią to jeszcze dostał mnóstwo czasu antenowego. Chociaż podobało mi się jak przyłożył Joshowi. Szkoda tylko że Skye go nie zabiła
- Shannon wymykający się z obozu - hahaha
oczywiście też na końcu musiano pokazać jego rękę zwisającą z samochodu bo przeciecz widz nie mógł się domyśleć że on tam jest. Jednak na prawdę idiotyczny był jego powrót - udawał idiotę błąkającego się pod bramą. A czy nikt nie zastanowił się jak on znalazł się za bramą?
- rozbrajanie bomby to kolejna klisza. Po co próbują robić scenę pełną napięcia skoro to wiadome że ona nie wybuchnie? Brakowało tylko licznika i przecięcia kabelka w ostatniej sekundzie. Potem jeszcze dodano ostrzał z moździerza. Niby najbardziej efektowny moment pierwszej części, ale jakoś nie mogłem się tym zachwycać widząc jak do tego doszło - skąd Lucas wytrzasnął takie coś? gdzie się nauczył strzelać z tego? czemu zabrali to na wyprwaę rozpoznwczą?
- bez sensu postąpiono z Mirą - przez większość odcinka nic nie robiła, a jak już się pokazała wysłaną ją na rozpoznanie. Oczywiście przy tej nowoczesnej technice nikt nie znalazł nic przed nią. A mapy oczywiście same się zrobiły. Powiedziałbym że satelita mógł zeskanować obszar ale oczywiście nikt o tym też nie pomyślał żeby go zrobić i wysłać do przeszłosci
- przejęcie Home Plaza przez wrogie siły. Oczywiscie żaden rząd nie zainteresował się że stracił kontakt z placówką która jest przyszłością rodzaju ludzkiego. Bez sensu zrobiono że została ona wysadzona. Oczywiście miało to pokazać że teraz koloniści zdani są tylko na siebie, ale czy tak nie było od początku? Dostawy były przecież sporadyczne. Do tego przecież chodziło o wysyłanie ludzi tam, dawanie im nowej szansy na życie, a nie odbudowanie cywilizacji 85 milionów lat temu. Przynajmniej ja to tak rozumiałem...
- zabicia Washington to debilny pomysł... jedna z nielicznych postaci która mnie nie irytytowała, a w tym odcinku najbardziej jej sceny lubiłem. Ale widać że scenarzyści stwierdzili że Maddy, Zoe i Josh wystarczą. Chociaż może to miała zdemonizowac Lucasa? Zgłębić jego wnętrze, pokazać że nie ma już dla niego ratunku skoro zabił przyjaciółke ojca? Jeśli tak to średnio to wyszło. Tak jak to sztuczne pojednanie pod koniec odcinka. Tylko czekałem na ten nóż w plecy
- zniszczenie Home Plazy przez one man army Jimma było śmieszne. Szczególnie to jak gonił go dinozaur, paliło i waliło się, a żołnierze którzy stali na tym mostu skakali z niego, zamiast też uciekać do portalu. Żenada
Co do cliffhangera - tutaj nie będę o dziwo narzekał. Ba mam nawet teorię - występowanie szczelin jest czasowe, a kiedyś była w innym miejscu np. w trójkącie bermudzkim. Wyjaśniało by to rzeźbę z XVII wiecznego statku. Oczywiście można by na podstawie tego wysunąć wniosek że gdzieś w tych czasach żyją inne grupki ludzi, które trafiły tam przez przypadek. To akurat mogłoby być interesująca.
I na koniec rzecz która najbardziej mnie poraziła - ostatni widok na Ziemię gdzie wszystkie kontynenty są ze sobą połączone. Serio?! Panom od efektów specjalnych nawet nie chciało się zajrzeć do książek żeby sprwadzić jak wyglądało rozłożenie kontynentów w kredzie? Zresztą można się było tego spodziewać skoro to samo jest w logo serialu...
A co mi się jeszcze podobało - Elisabeth jak oszukała tego złego z pasożytem
-