Odcinek był świetny!
Bardzo podobał się motyw z gangiem Meksykańców.
Byłem ogromnie ciekawy, jak Rick wybrnie z tej sytuacji.
A tu się okazało, że Guilermo jest takim "Rickiem" domu opieki. Miłe zaskoczenie. Oczywiście muszę wspomnieć, że nie było tego w komiksie, w związku tym byłem zainteresowany tą sytuacją.
Daryll jest najlepszą nową (niepojawiającą się w komiksie) postacią, z jego kuszą stanowią zabójczy duet.
Motyw z ręką Merla też dobry, a koleś spanikował.
Merle Dixon to kawał skurczybyka, odrąbał sobie rękę, przypalił sobie ranę, ukradł im vana. Teraz czekam na jego zemstę na obozie (a może już ona nastąpiła
) i na spotkanie z bratem.
Scena przy ognisku była fajna, wszyscy poczuli się zbyt bezpiecznie, pili sobie browarki, szamali rybkę.
Zombie wyskakujący z zaskoczenia, kilka zagryzionych osób (w tym Ed - HURRA!
) i poczucie ciągłego zagrożenia wraca. To właśnie uwielbiałem w komiksie, to uczucie, że w każdym momencie może cię coś ugryźć i nigdy już nie możesz poczuć zbyt bezpiecznie, zawsze musisz być ostrożny. Jak widać, również świetnie zostało to przedstawione w serialu, z czego się ogromnie cieszę.
Śmierć Amy zdecydowanie bardziej mnie poruszyła niż Eda (wiadomo dlaczego
). Powrót do Atlanty na pieszo i to nagłe wejście do obozu zaatakowanego przez zombie.
Genialne sceny!
Już nie mogę się doczekać dwóch ostatnich odcinków. Ciekawe, czy będą bardzo odbiegać od tego co się wydarzyło w komiksie.